Małgorzata Jasiczek-Gebert

Małgorzata Jasiczek-Gebert

Małgosia była… Brzmi dziwnie, obco, nienaturalnie. Zawsze przecież było tak, że nasza Małgosia jest. Pani Małgosia jest? – pytali uchodźcy. Is Malgorzata there? – dzwonili z zagranicy. Z panią Gebert poproszę – zgłaszały się kolejne media. Małgosia dla wszystkich, i wszystkich. Swojej rodziny, przyjaciół, współpracowników, uchodźców, urzędników, mediów. I od wszystkiego – od rozmów przeważnie długich, rozwiązywania problemów dużych i małych, działania, wymyślania, pisania projektów, edukowania, reprezentowania, lobbowania, kontaktów, wyjazdów. Człowiek ze spójną wizją, olbrzymią wiedzą na temat problemów uchodźców i wieloletnim doświadczeniem w pracy z nimi. Chociaż fizycznie prawie nieobecna od ponad roku (walczyła z ciężką chorobą, w czym sekundowaliśmy Jej pełni nadziei na sukces), ciągle aktywna i zaangażowana, zawsze służąca radą i wspierająca doświadczeniem, gdzie mogła – bywała, reprezentowała Centrum i Sprawę.

Nie od zawsze była szefową Centrum Pomocy Uchodźcom i Repatriantom, ale zawsze była naszym omnibusem i perpetuum mobile, z głową pełną gotowych niemal planów i szufladą czekających na realizację projektów. Człowiek z Misją. Od początku istnienia Centrum była świadoma, że doraźna pomocy uchodźcom i repatriantom nie wystarcza, że konieczne są rozwiązania systemowe. Od lat współdziałając z wieloma równie zaangażowanymi osobami i organizacjami, pracowała nad wprowadzeniem zmian w przepisach prawa dotyczącego imigrantów. Tej sprawie była oddana bezgranicznie.

Niezwykle ciepła i otwarta na drugiego człowieka. Pełna humoru, jak z rękawa sypiąca wierszykami i piosenkami z dzieciństwa swoich dzieci, do każdego podchodziła jak do Człowieka. Potrafiła rozmawiać i nawiązać nić porozumienia z każdym – niezależnie od wieku, płci, koloru skóry, wyznania, języka, statusu społecznego, problemu. W stosunku do nas – współpracowników i podwładnych – wymagająca, ale wyrozumiała, czasem dodająca otuchy, często wiary we własne siły i możliwości. Potrafiła upomnieć, nigdy jednak nie manifestowała swojej dyrektorskiej wyższości. I pomóc otrzeć łzy, gdy przygnieceni górą czyichś problemów zdawałoby-się-nie-do-rozwiązania padaliśmy emocjonalnie wyczerpani. Nie raz i nie dwa rozmawiając, rozładowywaliśmy nagromadzone napięcie, znajdowaliśmy wspólnie rozwiązanie problemu. Czy to w pracy, czy w Małgosinej kuchni przy jakimś pysznym i cudnie pachnącym, upichconym przez Nią daniu, czuliśmy się świetnie zintegrowanym, działającym we wspólnej sprawie, zespołem.

Małgosiu Kochana, chociaż nie wiadomo, jak zapełnimy pustkę po Tobie w naszych sercach, to przecież jest też w każdym z nas jakaś cząstka Ciebie – nauczyłaś nas tak wiele! Dzięki za Twoją mądrość i dobroć. Na pewno zawsze będziesz z nami – zbyt Ci przecież zależy, żeby tak po prostu odejść.

——–

Choć życie i śmierć są dla mnie jak dwie strony tej samej monety, jako wierzący w Boga człowiek wierzę w przeznaczenie i zawsze przyjmuję wyroki Boga z pokorą, nawet kiedy są one dotkliwe i bolesne jak w tym przypadku, to od wczoraj ogarnia mnie ogromny smutek i wielki ból jak się dowiedziałem o śmierci Małgorzaty Gebert.

Poznałem Małgosię 15 lat temu, kiedy jeszcze byłem wolontariuszem CPU. Była dla nas wszystkich migrantów koleżanką, przyjaciółką, siostrą, matką i dosłownie wszystkim. Potrafiła rozszyfrować co nam dolega nawet w chwilach kiedy o tym nie mówiliśmy. Od początku znajomości opiekowała się mną w sposób szczególny i zawsze była przy mnie i mej rodzinie.

Modlę się, aby Pan Bóg ją przyjął ją bardzo dobrze i należycie opiekował się nią.

Awad Gabir – Sudan

(13 kwietnia 2011 roku)

Archive