„Jutro będzie lepiej” czyli gorycz w kolorach pastelowych

Inspiracją dla powstania filmu Doroty Kędzierzawskiej była audycja radiowa przedstawiająca historię trójki bezdomnych rosyjskich dzieci, które uciekły przez zieloną granicę do Polski. Lokalne władze potraktowały je jak nielegalnych imigrantów i odesłały z powrotem do Rosji. Okazało się, że w sondzie przeprowadzonej wśród słuchaczy audycji, aż połowa głosujących poparła decyzję urzędników. Jak mówi sama reżyserka, wywołało to w niej ogromną złość i sprzeciw wobec takich reakcji.

Na szczęście tej złości nie widać w filmie. Taki temat łatwo było zepsuć, potraktować z „grubej rury” jak przystało na polskiego twórcę. W efekcie, w rodzimej kinematografii powstałaby kolejna martyrologiczna historia doprawiona łopatologicznym morałem. Zamiast tego, otrzymaliśmy ciepłą opowieść okraszoną dużą dawką humoru, z której leniwie sączy się melancholia.

Dwaj bracia Pietia i Waśka oraz ich kolega Liapa koczują na rosyjskim dworcu kolejowym. Pewnego dnia postanawiają po prostu uciec. Odręcznie narysowana mapka ma ich poprowadzić do Polski. Tak rozpoczyna się podróż ku dziecięcym marzeniom, w której będziemy towarzyszyć trójce chłopców. Kędzierzawska unika uproszczeń i zużytych konwencji. Świat, przed którym uciekają bohaterowie, z pozoru nie wydaje się taki zły. Skąpana w promieniach letniego słońca prowincjonalna Rosja może i jest biedna, ale przy tym bezczelnie kolorowa i roześmiana. Ludzie są tu dobrzy i życzliwi. Stara kobieta na targu podaruje chleb i ser, dziadek pozwoli przenocować w swojej sieni, kierowca ciężarówki podwiezie, a weselnicy poczęstują wódką i kiełbasą. I chyba właśnie ta normalność, w której nikogo już nie szokuje widok bezdomnego dziecka, jest najgorsza.

Mali bohaterowie nie użalają się nad sobą, nie płaczą. Wręcz przeciwnie, zachowują się tak jak wszystkie dzieci w ich wieku. Tak samo lubią zabawę i wygłupy. Śmiech pozwala im zapomnieć o wszechobecnej beznadziei oraz ukryć strach przed niebezpieczną przeprawą przez granicę. Gdy w lesie chłopcy ćwiczą przejście między linami udającymi druty pod napięciem, widzimy, że ta pozorna zabawa podszyta jest niewypowiedzianym niepokojem. Na szczęście przeprawa kończy się sukcesem i przyjaciele docierają do celu swojej wyprawy. Moment, w którym siedzą nad polskim brzegiem granicznej rzeki i popalają papierosy, jest prawdopodobnie najszczęśliwszym w ich życiu. Są wolni, mogą wszystko. A Polska? „Niebo tutaj takie samo jak u nas” – zauważa Pietia. I rzeczywiście, polska prowincja nie różni się zbytnio od tej zza miedzy. Krajobrazy te same, a dyżurny policjant popijający herbatę i opowiadający przez telefon o „kobietkach” równie dobrze mógłby mówić po rosyjsku. Dlaczego więc to właśnie tutaj chłopcy mieliby odnaleźć swoje miejsce? Pojawienie się bohaterów w komisariacie w małej wiosce nie wywoła poruszenia w życiu lokalnej społeczności. Nie będzie gorących debat i emocjonalnych przemów. Kłopot (urzędniczy) zostanie rozwiązany w ciągu kilku godzin. Skoro dzieci same nie poprosiły o azyl, nie mogą się o niego ubiegać i zostaną odesłane z powrotem do swojego kraju. Co roku taki sam los spotyka dziesiątki imigrantów, którzy nie wiedzą, na jakie prawo powinni się powołać, aby uzyskać schronienie.

Najmocniejszym punktem filmu jest jego słodko-gorzki finał, w którym płacz przeradza się w śmiech przez łzy. I chociaż twórcy nie ustrzegli się drobnych mankamentów (takich jak przydługi wątek komisariatu i nieprzekonujące rozterki moralne policjanta),  „Jutro będzie lepiej” należy uznać za  sukces, o czym świadczą choćby dwie nagrody na festiwalu filmowym Berlinale. W niewielu polskich filmach udaje się, z takim wyczuciem i bez zbytniego zadęcia, opowiadać o ważnych sprawach.

„Jutro będzie lepiej” był filmem otwarcia festiwalu Refugee Review zorganizowanego przez Polską Akcję Humanitarną z okazji obchodów Dnia Uchodźcy.

Archive